Okólnik grudzień 2005

Nowy początek

« »

Nie wiedząc, że brat Branham został 24 grudnia 1965 odwołany z tej ziemi, widziałem tego dnia, jak był zabierany na chmurze w górę. W tym przeżyciu powiedziałem:

– Bracie Branham, nie jesteś przecież Synem Człowieczym. Dlaczego widzę cię na chmurze?

Dopiero potem dowiedziałem się, że była to godzina, w której brat Branham przeszedł do chwały. Na początku stycznia 1966 roku brat Armbruster z Pensylwanii, USA, doniósł mi w liście, że brat Branham odszedł 24 grudnia 1965, sześć dni po wypadku samochodowym. Wkrótce potem znalazłem w Biblii, że nie tylko o naszym Panu jest napisane: „… obłok wziął go…” (Dz. Ap. 1, 9), ale także o obu prorokach w Obj. 11: „I wstąpili do nieba w obłoku…” (w. 12). Jednak dopiero stopniowo uświadomiłem sobie wtedy, że znajdujemy się w najważniejszym odcinku całej historii zbawienia.

Na godzinie modlitewnej na sylwestra 1965/66 Duch Boży działał wśród nas w nadzwyczajny sposób. Zgromadzonych było dokładnie 120 osób i wszyscy odczuli Bożą obecność. Poprzez to tak mówi Pan rozległo się Słowo do mnie: „Mój sługo, włożyłem w twą dłoń Mój miecz!” Muszę przyznać, że wewnętrznie odrzuciłem najpierw tę wypowiedź, ponieważ pamiętałem o tym, że przecież Pan włożył ten miecz w dłoń brata Branhama. Wciąż jeszcze nie wiedzieliśmy przecież o jego odejściu. Dopiero później zrozumiałem, że Bóg Pan naprawdę powierzył mi Swój miecz, miecz Ducha (Ef. 6, 17), mianowicie Słowo Boże, jak powiedział już podczas powołania mnie: „ … Ja poślę cię do innych miast, byś zwiastował Moje Słowo…”.

19 stycznia 1966 zostałem przeniesiony w Duchu do bardzo wielkiego pomieszczenia, w którym odbywały się zgromadzenia. Z jednej strony budowa była bardzo mocna jak katedra z galerią , reszta była okrągła jak namiot. Siedziałem na galerii i przyglądałem się, jak wielki tłum ludzi tłoczył się do środka. Potem wszyscy zajęli miejsca, a porządkowi, którzy nosili na ramieniu przepaskę, przechadzali się po środkowym przejściu. Potem zobaczyłem, jak Julius Stadsklev, bliski przyjaciel brata Branhama, popatrzył w górę na mnie z przodu z platformy i powiedział: „Bracie Frank, twój czas nadszedł. Zejdź”. Podniosłem się i zszedłem: schody były w kierunku namiotu otwarte, tak iż to wielotysięczne zgromadzenie widziało mnie. Udałem się na platformę i stojąc tam, usłyszałem słowa: „Nie jesteśmy tutaj z powodu Jana Chrzciciela, lecz dlatego, że William Branham, Boży prorok, został od nas zabrany”. I nagle jakiś głos powiedział: „Zwróć się ty do ludu, który się zgromadził, i mów ty do nich: ,Przyjście Pana jest bardzo bliskie!’” Tak więc zwróciłem się w wizji do zgromadzonego w tym wielki namiocie tłumu i przekazałem ludziom to, co zostało mi zlecone.

Potem nadszedł 11 kwiecień 1966: dzień, w którym poniesiono do grobu doczesne szczątki brata Branhama. Dla mnie był to dzień smutku, jakiego w ten sposób nie dożyłem już potem ani razu. Nie potrafiłem śpiewać razem z innymi refrenu „tylko Mu wierz”, który powtarzano przez prawie całą godzinę, ponieważ byłem wewnętrznie tak poruszony. Płakałem, modliłem się i wciąż na nowo pytałem Pana:

– Powiedz mi, jak zbór oblubienicy ma osiągnąć doskonałość bez służby, którą darowałeś?

Dla mnie tego dnia świat legł w gruzach.

Wieczorem tego samego dnia, gdy wróciłem do mojego pokoju w hotelu i usiadłem zupełnie wyczerpany, poczułem nagle, jak zdjęto ze mnie ogromny ciężar. Głęboki smutek ustąpił niewypowiedzianej radości, Boży pokój wypełnił mnie odczuwalnie, a w moim sercu mówiło: „Teraz nadszedł twój czas rozdzielania duchowego pokarmu”. Bóg zatroszczył się o wszystko. On decyduje o początku służby, jej kontynuacji i jej końcu oraz – jakżeby inaczej – także o początku i kontynuacji następnej służby. Tak niepojęta jak śmierć Jana Chrzciciela dla ówczesnych wierzących, tak niepojęta była dla wielu nagła śmierć brata Branhama. Jednak obaj wypełnili swoje zlecenie; jeden przed pierwszym przyjściem Chrystusa, drugi, posłany z boskim poselstwem na dzień dzisiejszy, przed drugim przyjściem Chrystusa.

Następnego dnia zwołałem braci i uzgodniłem z nimi, że kazania brata Branhama, które były dotychczas tylko na taśmach, mają być drukowane. Brat Roy Borders zadeklarował gotowość przejęcia odpowiedzialności za to przedsięwzięcie.

Piotrowi też nie było łatwo, powiedzieć w decydującej godzinie: „Mężowie bracia, wy wiecie, że Bóg już dawno spośród was mnie wybrał, aby poganie przez usta moje usłyszeli słowa Ewangelii i uwierzyli” (Dz. Ap. 15, 7). Jakub potwierdził to, co powiedział Piotr, jednak z ważnym spostrzeżeniem: „Szymon opowiedział, jak to Bóg pierwszy zatroszczył się o to, aby spomiędzy pogan wybrać lud dla imienia swego. A z tym zgadzają się słowa proroków, jak napisano…” (Dz. Ap. 15, 14-15).

Tak i ja, jak Bóg sam postanowił, zostałem w tym czasie obdarzony przywilejem niesienia na cały świat od samego początku czystego poselstwa. Chodzi przy tym z jednej strony o zwiastowanie prawdziwego Słowa Bożego, z drugiej zaś strony o rozdzielanie duchowego pokarmu, obiecanego na ten czas i objawionego Słowa.

Byłem związany z bratem Branhamen za jego życia. Do tego czasu amerykańscy bracia nie postawili nogi na europejskiej ziemi. Bóg więc tak sprawił, że z racji władania trzema językami stałem się dla wszystkich we wszystkich krajach osobą kontaktową. Nie ma takiego kontynentu na Ziemi, dokąd nie zaniósłbym poselstwa. Sam Bóg Pan otworzył drzwi i serca. Już w roku 1963 służyłem w różnych miastach naszego kraju. W 1964 roku pojechałem po raz pierwszy do Anglii, potem do Indii, Jordanii i Izraela. W roku 1965 kontynuowałem służbę w Europie Zachodniej. W roku 1966 udało mi się przeprowadzić zgromadzenia w Belgii, Holandii, Niemczech, Szwajcarii i Austrii.

W kolejnych 10 latach objechałem 86 krajów, po następnych 10 latach było ich już ponad 120. Na całym świecie dawałem braciom w zgromadzeniach najpierw adres z Jeffersonville, by otrzymywali wydrukowane kazania brata Branhama w języku angielskim. Na początku lat 70. Pan tak sprawił, że brat Don Bablitz razem z małą grupą wysyłał na cały świat kazania brata Branhama z Edmonton w Kanadzie. To był ten brat Don Bablitz, który mieszka teraz w Whitehorse w Kanadzie, a który owego sobotniego przedpołudnia w połowie lat 70. przyszedł do mnie na rozmowę. Brat Bablitz, bardzo poruszony faktem, że bracia z wszystkich możliwych krajów zamawiali wskutek moich podróży misyjnych kazania brata Branhama, powiedział nagle:

– Bracie Frank, służbę brata Branhama znajdujemy w Biblii. A jak jest z twoją służbą, która obejmuje teraz cały świat? Czy ją też można znaleźć w Biblii?

Obawiałem się fanatyzmu, odmówiłem odpowiedzi i powiedziałem:

– Proszę, przestań! Jak moja służba może być w Biblii? Przecież to niemożliwe!

Zakończyliśmy naszą rozmowę, polecając to dzieło na całym świecie Bożej łasce.

I znowu stało się to nieoczekiwanie: Następnego poranka, kiedy słońce świeciło do pomieszczenia, sięgnąłem na prawo, by wziąć z szafki nocnej moją Biblię, gdy Pan zawołał do mnie te słowa: „Mój sługo, powołałem cię do rozdzielania pokarmu zgodnie z Mat. 24, wiersze 45 do 47”. O tym Słowie nigdy wcześniej nie głosiłem, a do tego momentu w ogóle nie wiedziałem, że istnieje taka wypowiedź z ust Pana, nie mówiąc już wcale o tym, że jest przeznaczona dla mnie. Najpierw ją sobie przczytałem i byłem zdumiony, dowiedziawszy się o „mądrym słudze”, którego sam Pan ustanawia nad „Swoją czeladzią”, by we właściwym czasie rozdał im pokarm. Teraz sam Pan skierował do mnie to Słowo. Co jest przez to myślane, pisze Paweł w 2. Kor. 9, 10 i do swojego współpracownika, Tymoteusza: „Gdy tego będziesz braci nauczał, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, wykarmionym na słowach wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś” (1. Tym. 4, 6).

Trzeba przedtem przeczytać pierwszych pięć wierszy, w których opisany jest katastrofalny stan ludzkości w ostatnim czasie, zupełne odstępstwo od prawdziwej wiary, spowodowane przez zwodnicze duchy i nauki pochodzące od demonów, by pojąć potem rangę tej wypowiedzi i znaczenie czystej nauki, która jest naszą jedyną wytyczną! Nastał ten czas i to Słowo Pisma wypełnia się w obu zakresach! Ta służba jest przeznaczona najpierw dla wszystkich braci usługujących, aby i oni zwiastowali Boże objawione Słowo uporządkowane biblijnie i mogli zaoferować ludowi Bożemu pokarm na stole Pana. Jedna sprawa to zgromadzenie żywności potrzebnej do podtrzymania życia, a zupełnie inną podanie jej jako przygotowanego pokarmu, by zaspokoić duchowy głód ukrytą manną. Bóg powiedział przecież: „Oto idą dni – mówi Wszechmogący Pan – że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana” (Amos 8, 11).

Z pewnością nie jest to przypadek, że zaraz po tym następuje Mat. 25 wraz z pobudką o północy: „Oto nadchodzi Oblubieniec!” To ostatnie poselstwo jest przecież skierowane bezpośrednio do mądrych panien. Tylko ten, kto należy do zboru oblubienicy, przyjmie to, co mówi Oblubieniec przez Swoje Słowo, z którego żyjemy. Gotowość mądrych panien może być połączona z ustanowioną przez Boga służbą. Dzisiaj mogę powiedzieć to, co jest napisane w 2. Kor. 11, 2: „Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą”.

Służba, którą ustanowił sam Bóg, rozciąga się na oba zakresy: zwiastowanie wiecznego Słowa Bożego i rozdzielanie duchowego pokarmu, by ostatecznie zakończyć się dokończeniem zboru oblubienicy. Nie jestem jednostronną tubą ani brata Branhama, ani apostoła Pawła. Mocą boskiego powołania i pełnomocnictwa mogę być tylko tubą Boga i zwiastować cały plan Boży, zawierającą w sobie wszystko, wiecznie ważną Ewangelię tak, jak głosili ją Paweł i brat Branham. Nikt nigdy nie usłyszy ode mnie krzyków: „Prorok powiedział! Prorok powiedział!” Mnie nie powołał Paweł, nie powołał mnie Branham, lecz zmartwychwstały Pan Jezus Chrystus, który powołał także ich. Z moich ust będzie wychodziło aż do końca niezmienione Słowo Boże, ale nigdy nie wyjdzie z nich jakakolwiek z tych wielu różnych interpretacji, które są dla mnie obrzydliwością, ponieważ tak mówi Pan: „Mój duch, który spoczywa na tobie, i moje słowo, które włożyłem w twoje usta, nie zejdą z ust twoich…” (Iz. 59, 21).

Żaden sługa Boży nie miał prawa współdecydowania, żaden nie został zapytany, czy zechciałby być tak uprzejmy, by służyć Panu. Bóg sam działa suwerennie w Swoim Królestwie i w Swoim zborze. Wszystkim nam wiadomo, że apostołowi Pawłowi zlecił szczególną służbę dla zboru. W Biblii znajdujemy trzykrotne odniesienie się do jego powołania, mianowicie w Dziejach Apostolskich, w rozdziale 9, rozdziale 22 i w rozdziale 26. Paweł użył nawet słów, które są napisane u Iz. 42, 6 jako obietnica odnosząca się do Pana, stosując je do własnego posłania (Dz. Ap. 13). Dlaczego? Ponieważ zawarta jest w nich podwójna obietnica. Jedna odnosi się do Zbawiciela, iż pokolenia Izraela zostaną odnowione, dlatego nasz Pan przykazał najpierw: „Na drogę pogan nie wkraczajcie…” (Mat. 10). Jednak gdy nastał czas i wypałniła się druga część obietnicy, która dotyczyła pogan, czytamy: „Tak bowiem nakazał nam Pan: Ustanowiłem cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi” (Dz. Ap. 13, 47). Nastąpił nowy etap, najpierw jeszcze jako czas przejściowy. Istnieje biblijny porządek zborowy, w którym uregulowane są służby ku zbudowaniu zboru, i istnieje porządek zbawienny, w którym dzieje się to, co należy do planu zbawienia.

Jan Chrzciciel wiedział, jakie Słowo wypełniło się przez jego służbę. Zapytano go, czy jest Chrystusem, czy jest tym prorokiem albo czy jest Eliaszem. Trzy razy jego odpowiedź brzmiała „Nie!” Potem wysłańcy chcieli wiedzieć, kim więc tak naprawdę jest, i na to odpowiada on u Jana 1, 23: „Ja jestem głosem wołającego na pustyni…”. Także Paweł otrzymał objawienie, jakie miejsce Pisma odnosiło się do jego służby. Również brat Branham wiedział dokładnie, jakie miejsce Pisma dotyczy jego służby. Wystarczająco często poświadczał to w swoich kazaniach. To był ten punkt, który zgorszył wszystkich ewangelistów, którzy zostali zainspirowani dopiero przez jego służbę. Ponieważ poznałem osobiście wielu z nich, wiem to z pierwszej ręki. Oni szanowali męża od Boga posłanego jako ewangelistę uzdrowieniowego, który posiadał szczególne dary Ducha. Poświadczyli nawet, że od dni apostołów nie było na ziemi takiej służby. Jednak potem, gdy chodziło o wypełnienie się obietnicy „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana…” (Mal. 3, 23-24; Mat. 17, 11; Mar. 9, 12), zbuntowali się przeciwko temu. Zatwardzili swoje serca i nie byli gotowi podporządkować się potężnej dłoni Bożej, który jest zobowiązany wobec Swojego Słowa i wypełnił obietnicę, która należy do planu zbawienia. Nie byli też gotowi odstąpić od swoich tradycyjnych nauk i poglądów, nie mówiąc już w ogóle o poddaniu się korekcie. Nie pozostało im więc nic innego poza oświadczeniem, że William Branham znajdował się na początku swojej służby na właściwej pozycji, ale pod koniec już nie.

Teraz duchy dzielą się również na osobie, którą ustanowił Bóg, i powtarza się to samo. Słyszy się to wciąż na nowo: „Na początku miał powołanie i służbę, ale potem…”. Jak świat nie usłyszałby bez służby brata Branhama o żadnym ewangeliście, tak teraz nikt w kręgach poselstwa nie usłyszałby o braciach z Ameryki Północnej. Znowu zgorszeniem staje się fakt, że ktoś powołuje się na miejsce Biblii, które dotyczy jego służby. Trzeba tu powiedzieć: Gdyby ta służba nie była biblijnie ugruntowana, nie miałaby w ogóle racji bytu! Inni zarzucają, że podobno poprawia proroka. Nie pojęli jednak jednego, mianowicie że przy pozornej niezgodności musi i może obowiązywać tylko to, co jest podparte co najmniej dwoma lub trzema miejscami w Biblii.

Obietnica, że Bóg na końcu czasu łaski pośle proroka, jest dla wybranych wszystkim. Jednak teraz dzieją się trzy rzeczy: denominacyjni „nauczeni w Piśmie” odrzucają go; nauczeni z poselstwa robią z niego założyciela religii, a tylko serca wybranych są przyprowadzane z powrotem do wiary ojców, do nauki apostolskiej, jaka była na początku. W tym decydującym etapie chodzi o prorocze Słowo, którego nie wolno interpretować, lecz należy dostrzegać w wypełnieniu (2. Piotra 1, 15-21). Słuchajcie tego, wszystkie ludy: Ze względu na dokończenie zboru służba czystej nauki jest tak samo ważna jak na początku (Dz. Ap. 13, 1; 1. Kor. 12, 28), byśmy wszyscy osiągnęli jedność wiary (Ef. 4, 1-16) i nie byli już poruszani różnymi wiatrami nauk.

Jeśli to prawda, że oryginalne poselstwo Boże, jakie było na początku, musi poprzedzać powtórne przyjście Chrystusa celem wywołania i pouczenia zboru oblubienicy, to mądre panny będą słuchać tego, co Duch mówi do zborów. To one zostaną ochrzczone przez Ducha Świętego w jedno ciało i będą tworzyć prawdziwy zbór. To jest zbór, który sam Zbawiciel stawi przed Swoim obliczem bez zmaz i zmarszczek (Ef. 5, 26-30). Tak samo pewne jest, że głupie panny przejdą mimo i nadal będą naśladować przywódców, którzy powołują się na proroka, propagują „szczególne objawienia” i pozostawiają po sobie rozłamy. Wszystkie – czy mądre, czy głupie – są przekonane, iż usłyszały wezwanie i idą na spotkanie Oblubieńca.

Niektórzy twierdzą nawet, że On już przyszedł, inni, iż od czasu otwarcia pieczęci powoli zstępuje itd. itd. Nie wystarczy ciągłe cytowanie proroka, jeśli nie bierze się przy tym pod uwagę Biblii jako najwyższego autorytetu. Tak jak duchowieństwo przeróżnie interpretuje jedną i tę samą Biblię, tak teraz dzieje się to ku własnej zgubie danych osób (2. Piotra 3, 16) także z tym, co powiedział brat Branham. Dla prawdziwie wierzących jest to etap przygotowania w posłuszeństwie wiary i zjednoczenia Oblubieńca z oblubienicą w boskiej miłości w nauce i wierze.

Niezbitym faktem jest, iż przez służbę brata Branhama ogłoszony został cały plan Boży i wszystkie ukryte tajemnice. Duch Święty wprowadza nas we wszelką prawdę objawionego Słowa. Teraz, na końcu czasu łaski, na końcu dnia zbawienia, zanim nastanie dzień Pański i słońce się zaćmi, a księżyc zamieni w krew, rozległo się prorocze, ale także dotyczące nauki poselstwo, którego celem będzie dokończenie. Zupełne przywrócenie jest częścią głównej obietnicy, którą Bóg dał zborowi. Zanim Oblubieniec będzie mógł zabrać zbór, oblubienicę, musi nastąpić jej wywołanie i przygotowanie. Ponieważ tak jest napisane o Jezusie Chrystusie, naszym Panu: „Którego musi przyjąć niebo aż do czasu odnowienia wszechrzeczy, o czym od wieków mówił Bóg przez usta świętych proroków swoich” (Dz. Ap. 3, 17-22).

To, iż wiecznie wierny Bóg uczynił i mnie jednym ze Swoich sług, było Jego decyzją. Wielokrotnie przemawiał do mnie słyszalnym głosem, który rozlegał się za każdym razem z góry po prawej stronie. Jeden jedyny raz, mianowicie 16 czerwca 1979 o świcie, usłyszałem gniewny głos Boży jako grzmot prawie nie do zniesienia, który zstąpił pionowo po mojej prawej stronie i zawisł tuż nade mną z coraz to głośniejszym odgłosem grzmotu. Wtedy rozległo się 9 słów, a każde było samo w sobie grzmotem (1. Mojż. 3, 17) i każde zostało zaakcentowane i wypowiedziane bardzo dokładnie (wyspa Fanô, Dania).

Na tym miejscu chciałbym krótko wymienić przeżycia, które miały lub mają znaczenie dla mnie, dla poszczególnych osób i dla zboru. Zdaję sobie sprawę, że zostaną przez to umocnieni we wierze tylko ci, którzy sami dożyli Boga. Moje świadectwo będzie zgorszeniem dla tych, którzy nie mają związku z ustanowioną przez Boga służbą. Może pomyślą przy tym: „Co on z siebie robi!” Inni zrozumieją, że nikt niczego nie może sobie wziąć, jeśli nie da mu tego Bóg. Paweł donosi nawet, że został zabrany aż do trzeciego nieba, do raju (2. Kor. 12). Uczynił to przecież ku Bożej czci. Mimo to musiał z powodu swojej służby wiele wycierpieć, jak pisze w 2. Kor. 11. Służba dla Pana przynosi ze sobą niejedno: wrogość, prześladowanie, cierpienie, ale także wspaniałe przeżycia i błogosławieństwa. Prorocy i sprawiedliwi nie byli prześladowani i zabijani dlatego, że byli przestępcami, lecz dlatego, że byli nosicielami Słowa. Mimo wszystko mogę powiedzieć: „Dzięki składam temu, który mnie wzmocnił, Chrystusowi Jezusowi, Panu naszemu, za to, że mnie uznał za godnego zaufania, zleciwszy mi tę służbę” (1. Tym. 1, 12).

Moje świadectwo zacznę od mojego powołania. Tak było z Abrahamen, z Mojżeszem, z Pawłem, z Branhamem.

• Dwie ostatnie rzeczy, które Pan mi przy tym przykazał, to: „Mój sługo, nie zakładaj żadnych lokalnych zborów i nie wydawaj własnego śpiewnika…” (Krefeld). Jestem przekonany, że lokalne zbory są biblijne, ale zakładanie zborów w innych miastach i krajach to nie moje zadanie.

Nawet jeśli śpiewanie ze śpiewnika jest u nas, jak i we wszystkich innych zborach, w zwyczaju, nie wolno mi wydawać żadnego własnego. Pan mi powiedział, że jest to symbol denominacji. Czyż nie ma każdy kościół własnego śpiewnika? Teraz własne śpiewniki mają nawet wszystkie odłączone grupy wewnątrz poselstwa.

„Mój sługo, wstań i przeczytaj 2. Tym., rozdz. 4, ponieważ chcę z tobą mówić…” (Marsylia). Poprzedniego wieczoru chodziło o to pytanie, czym jest siedem grzmotów z Obj. 10. Nie miałem na to żadnej odpowiedzi. Następnego poranka sam Pan dał mi odpowiedź z Pisma Świętego: „Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem”. Potem odłożyłem moją Biblię na stół, podniosłem ręce i powiedziałem: „Umiłowany Panie, tak pewny jak to, że przykazałeś mi przeczytać ten tekst, jest fakt, iż to, co powiedziało siedem grzmotów, nie zostało spisane jako Słowo Boże. Dlatego nie można tego głosić”. To jest tak mówi Pan. Prawdziwi słudzy są zobowiązani przez samego Boga do czytania i zachowywania tylko tego, co jest napisane (Obj. 1, 1-3). Wszystko, co jest rozprzestrzeniane pod pojęciem „nauk gromów”, to zgubne nauki, nawet jeśli stosuje się cytaty. Są to spekulacje, a nie objawienia. Nikomu nie wolno niczego dodawać do zamkniętego świadectwa Słowa (Obj. 22, 18-21). Kto to mimo wszystko robi, odpada.

„Mój sługo, gdy zacznie się ostatnie działanie, znów będę z tobą mówił. Wtedy Mój Duch będzie w tobie uświęcony…” (Krefeld). Wspomniane zostało przy tym także szwajcarskie miasto Zurych. Trzymam się tego, że sam Bóg dokona na końcu krótkiego i potężnego dzieła, w którym będziemy mieli udział: „Bo Pan wykona wyrok, rychło i w krótkim czasie na ziemi” (Rzym. 9, 28).

Wizja z polem pszenicy i kombajnem była nadzwyczajna. Z tego przeżycia bardzo szydzono i szydzi się nadal. Pewien brat z Hamburga napisał przed wielu laty nawet broszurę pod tytułem „Akta kombajnu”. Nazwał mnie w niej antychrystem itp. i bardzo wydrwił. Przed Bożym obliczem przekazuję dalej tylko to, co widziałem i słyszałem: W duchu zostałem przeniesiony na wielkie, przejrzałe pole pszenicy i zobaczyłem, jak wszystkie kłosy, które były już nadpalone przez słońce, pochylały się równomiernie. Wiem, że w ciągu całego czasu łaski Słowo jest wysiewane jako nasienie i że w każdym okresie zboru miały miejsce żniwa dusz. Jednak Pismo mówi także o tym, co stanie się bezpośrednio na końcu (Mat. 3, 12 i in.). W Obj. 14, 15 jest napisane: „… dojrzało żniwo ziemi”.

Rzuciło mi się w oczy, że na całym polu nie było widać żadnych ostów i wiedziałem w duchu, że chwasty zostały już wyrwane, jak jest napisane: „Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie go w snopki…” (Mat. 13, 30). Potem popatrzyłem na lewo i zobaczyłem zupełnie nowy kombajn. W tym momencie Pan przemówił potężnym głosem: „Mój sługo, kombajn jest przeznaczony dla ciebie, ponieważ to ty masz zebrać żniwo. Jeszcze nikt go nie używał…”. Natychmiast tam poszedłem i wsiadłem na ten kombajn. Ale zrobiło się zupełnie ciemno. Widać było, że we wzburzonych chmurach toczy się walka. Powiedziałem: „Wierny Panie, jest za późno, nie mogę zebrać żniwa. Na ziemię spadają sądy”. W następnym momencie przez otwór w warstwie chmur przebiło się słońce i zaświeciło mocno na pole pszenicy. Natychmiast poruszyłem dźwignie i zacząłem zbierać żniwo. W momencie, gdy skończyłem, znowu zrobiło się całkiem ciemno i słyszałem już tylko trzaski i grzmoty.

„Mój sługo, odwołaj podróż do Indii!” (Krefeld). Odebrałem już z biura podróży bilety i w ten piątek miałem polecieć. Samolot relacji Bombaj-Madras, na który zerezerwowałem miejsce, zapalił się po starcie, spadł i zginęli wszyscy pasażerowie. 96 osób.

„Mój sługo, zgodnie z Mat. 24, 45-47 postanowiłem cię do rozdzielania pokarmu we właściwym czasie” (Edmonton). Była to dla mnie odpowiedź z ust Pana, który czuwa nad Swym Słowem, by je wypełnić.

„Mój sługo, gdy otworzą się granice, zawołam oblubienicę z krajów wschodnioeuropejskich…” (Krefeld). Znajdowałem się w wizji na platformie w wielkiej sali bankietowej. Przez główne wejście wchodzili ludzie i siadali. Jednak potem zobaczyłem, że wszędzie były jeszcze puste krzesła. W następnym momencie rozległ się głos Pana z prawej strony żyrandola, pod którym stałem: „Gdy to się stanie, moje przyjście będzie bardzo, bardzo bliskie!” Potem zobaczyłem, jak po mojej lewej stronie otorzyły się drzwi wyjścia ewakuacyjnego i zaczęły wchodzić w uporządkowanym szeregu poszczególne grupy z państw wschodnioeuropejskich. Z każdej grupy pozdrawiał mnie na platformie brat kierujący i przechodził potem ze wszystkimi innymi do sali. Gdy weszła ostatnia grupa, popatrzyłem na salę: teraz zajęte były wszystkie krzesła. Miałem to przeżycie 13 lat przed upadkiem muru berlińskiego i otwarciem granic na Wschód. Wówczas nikt nie myślał, że wschodni blok się rozpadnie i że nastąpi zjednoczenie Niemiec i Europy.

„Mój sługo, udaj się na sąsiednią parcelę i poświęć Mi ją…” (Krefeld). Sąsiednia parcela, podczas II wojny światowej obóz jeniecki, była jeszcze ogrodzona wysokim na 2,30 m płotem, wzmocnionym u góry drutem kolczastym. Udałem się na tę parcelę przez wąską bramkę, która prowadzi do centrum handlowego, uklęknąłem w krzakach i poświęciłem ją Bogu niebios dla Jego zboru tu na ziemi.

„Mój sługo, idź do R. T., weź z sobą starszych zboru i przeczytaj mu Słowo, które wypowiedział prorok Izajasz do Hiskiasza. On ma wyzdrowieć” (Krefeld). Po zgromadzeniu znajdowałem się w drodze do mieszkania i dotarłem właśnie do wiśni, która rosła przy ówczesnej granicy obu parcel, gdy przemówił do mnie Pan. Zrobiliśmy, co Pan przykazał, a Bóg potwierdził Swe Słowo!

„Mój sługo, idź, wypowiedz słowo, ponieważ wierząca kobieta nie powinna wstydzić się przed swoim niewierzącym mężem” (Krefeld). Pewna droga siostra przyjechała na zgromadzenie całkiem nowym samochodem, który nie przejechał jeszcze nawet tysiąca kilometrów, ale po prostu nie chciał zapalić, także wtedy, gdy próbowali nasi bracia, a nawet fachowcy z ADAC (rodzaj pomocy drogowej – przyp. tłum.). Szedłem właśnie przez salę modlitewną, gdy rozległ się głos Pana: „Mój sługo, idź, wypowiedz słowo…”. Żaden człowiek nie może sobie wyobrazić, jaką pewność, jaki absolut zawiera w sobie Słowo wypowiedziane z ust Pana! Wyszedłem na zewnątrz, spotkałem tę siostrę. W pobliżu było jeszcze kilku braci. Powiedziałem:

– Idź, zapal samochód, ponieważ tak powiedział Pan.

Ta siostra zauważyła:

– Ale przecież wszystkiego już spróbowano…

Przerwałem jej:

– Nie mów nic, idź i zrób, co ci powiedziano w imieniu Pana.

Jak powiedziano, tak zrobiono. Samochód zapalił przy pierwszej próbie i dojechała tym samochodem bez żadnych incydentów do domu! Następnego dnia rano samochód nie wydał z siebie ani jednego dźwięku i musiał zostać odholowany do warsztatu, gdzie stwierdzono, że pompa paliwowa w ogóle nie działała, tak że musiano wymienić tę część na nową. Sługa Boży może wykonać służbę mówionego Słowa tylko wtedy, gdy Pan przemówi.

• W sobotę, 18 listopada 1978, Pan przemówił do mnie około 10.00 rano w biurze w Centrum Misyjnym: „Mój sługo, przebadaj Dzieje Apostolskie, czy kiedykolwiek jakiś mężczyzna został powołany do służby razem ze swoją żoną”. Odwróciłem się na prawo, wziąłem moją Biblię, przeczytałem Dzieje Apostolskie i stwierdziłem wkrótce, że także siedmiu diakonów zostało powołanych bez ich żon. Tą wskazówką Bóg, polecając mi przebadanie Dziejów Apostolskich, sam zdemaskował fałszywe proroctwo, które zostało wypowiedziane w Bremie w maju 1976. Jestem na zawsze zobowiązany respektowania pierwotnego wzoru z czasu apostołów jako jedynej wytycznej.

Zostałem zabrany z ciała i dożyłem zachwycenia. Widziałem, jak zstępowało Święte Miasto (klinika w Krefeldzie).

W grudniu 1980 podróżowałem jako misjonarz przez Afrykę. W mieście Accra w Ghanie jednej nocy zostałem czterokrotnie pogryziony przez komary. Gdy wróciłem do domu krótko przed świętami Bożego Narodzenia, czułem się słabo i 1 stycznia karetka zawiozła mnie do szpitala. Tam odbyło się badanie, a diagnoza brzmiała: malaria tropica w zaawansowanym stadium.

3 stycznia 1981 słyszałem słowa prof. dr Beckera do jego zespołu lekarzy:

– Jest za późno. Jest za późno. Tu już nic nie pomoże; żadne lekarstwo, także żadna transfuzja krwi itp.

Mogłem jeszcze słyszeć, ale byłem zbyt słaby, by mówić. W owych godzinach, gdy lekarze uznali już mój stan za beznadziejny, gdy mnożyły się napady gorączki i zasłabnięcia, do łóżka podszedł mój brat Artur i powiedział bardzo głośno:

– Jezus Chrystus zwyciężył nie tylko na Golgocie, On zwyciężył tu, w tym pomieszczeniu.

Zauważyłem mimo to, że zbliżał się koniec i moje jedyne pytanie brzmiało: „Panie, mój Zbawicielu, jaki jest mój duchowy stan w Twoich oczach?”

Po tym zostałem wzięty z ciała, przeniesiony pod błękitne niebo, gdzie zobaczyłem niezliczony, ubrany na biało zastęp. Wszyscy byli młodzi (Job 33, 25). Wśród braci, którzy znajdowali się w pierwszym rzędzie, byłem także ja. Wszystkie siostry miały długie, rozpuszczone włosy. W oczy rzucały się różne kolory włosów. Majestatycznie byliśmy podnoszeni coraz wyżej. Potem zobaczyłem coś w rodzaju poziomej granicy, jaka pojawia się podczas wschodu słońca nad chmurami. Wiedziałem w duchu, że potem spotkamy Pana na powietrzu. Patrzyłem dlatego w górę i widziałem, jak zstępowało Święte Miasto. Było wspaniałe, majestatyczne. Fale błogości wypełniły moje niebiańskie ciało. Wiedziałem, że to jest zachwycenie. Tylko tyle o tym przeżyciu. Potężne było moje rozczarowanie, gdy wróciłem do mojego ciała.

„Mój sługo, zgromadź Mi Mój lud, wszystkich, którzy zawarli ze mną przymierze przez ofiarę…” (Krefeld). Gdy Pan zawołał do mnie te słowa, był 28 grudnia. Później byłem bardzo zaskoczony, że są dwa miejsca Pisma, które to wyrażają: Psalm 50, 5 i 5. Mojż. 4, 10. Wszyscy, którzy są teraz dziećmi obietnicy, ze swej strony potwierdzają przymierze z Bogiem, które zawarł z nami w Chrystusie Jezusie, „przez ofiarę”. I Jego lud zgromadza się na podstawie polecenia: „… Ja obwieszczę im moje słowa…”.

Poza ciałem podniesiony do nieba. Może był to raj. Widziałem składającą się z kolorów tęczy, harmonijnie poruszającą się pełnię światła. Wiedziałem w duchu, że tron był po mojej prawej stronie, ponieważ stamtąd świeciło bardziej ogniste światło. Po lewej śpiewał męski chór, patrząc na tron. Śpiewali po niemiecku Psalm 34 według tłumaczenia Lutra (Warna, Bułgaria). Przy słowach „Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją, i ratuje ich” rozbrzmiała wstawka: „Anioł Pański jest teraz tutaj!” Po „Skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan: Błogosławiony człowiek, który u niego szuka schronienia!” chór śpiewał wibrującym głosem: „Pan jest teraz tutaj!”

Mógłbym kontynuować relacje z cudownych doświadczeń, które śmiałem przeżyć w przeciągu tych wszystkich lat, i do każdego poszczególnego przeżycia mogę powołać Boga na świadka. Słowo i plan Boży nigdy przedtem nie były tak jasno i kompleksowo objawione jak w naszym czasie. Zaprawdę, Bóg obwieścił wówczas Swoim apostołom i prorokom, co postanowił od wieków dla Swoich (Ef. 3), a w tym ostatecznym czasie także nam.

Nie wiedząc, że brat Branham został 24 grudnia 1965 odwołany z tej ziemi, widziałem tego dnia, jak był zabierany na chmurze w górę. W tym przeżyciu powiedziałem:

– Bracie Branham, nie jesteś przecież Synem Człowieczym. Dlaczego widzę cię na chmurze?

Dopiero potem dowiedziałem się, że była to godzina, w której brat Branham przeszedł do chwały. Na początku stycznia 1966 roku brat Armbruster z Pensylwanii, USA, doniósł mi w liście, że brat Branham odszedł 24 grudnia 1965, sześć dni po wypadku samochodowym. Wkrótce potem znalazłem w Biblii, że nie tylko o naszym Panu jest napisane: „… obłok wziął go…” (Dz. Ap. 1, 9), ale także o obu prorokach w Obj. 11: „I wstąpili do nieba w obłoku…” (w. 12). Jednak dopiero stopniowo uświadomiłem sobie wtedy, że znajdujemy się w najważniejszym odcinku całej historii zbawienia.

Na godzinie modlitewnej na sylwestra 1965/66 Duch Boży działał wśród nas w nadzwyczajny sposób. Zgromadzonych było dokładnie 120 osób i wszyscy odczuli Bożą obecność. Poprzez to tak mówi Pan rozległo się Słowo do mnie: „Mój sługo, włożyłem w twą dłoń Mój miecz!” Muszę przyznać, że wewnętrznie odrzuciłem najpierw tę wypowiedź, ponieważ pamiętałem o tym, że przecież Pan włożył ten miecz w dłoń brata Branhama. Wciąż jeszcze nie wiedzieliśmy przecież o jego odejściu. Dopiero później zrozumiałem, że Bóg Pan naprawdę powierzył mi Swój miecz, miecz Ducha (Ef. 6, 17), mianowicie Słowo Boże, jak powiedział już podczas powołania mnie: „ … Ja poślę cię do innych miast, byś zwiastował Moje Słowo…”.

19 stycznia 1966 zostałem przeniesiony w Duchu do bardzo wielkiego pomieszczenia, w którym odbywały się zgromadzenia. Z jednej strony budowa była bardzo mocna jak katedra z galerią , reszta była okrągła jak namiot. Siedziałem na galerii i przyglądałem się, jak wielki tłum ludzi tłoczył się do środka. Potem wszyscy zajęli miejsca, a porządkowi, którzy nosili na ramieniu przepaskę, przechadzali się po środkowym przejściu. Potem zobaczyłem, jak Julius Stadsklev, bliski przyjaciel brata Branhama, popatrzył w górę na mnie z przodu z platformy i powiedział: „Bracie Frank, twój czas nadszedł. Zejdź”. Podniosłem się i zszedłem: schody były w kierunku namiotu otwarte, tak iż to wielotysięczne zgromadzenie widziało mnie. Udałem się na platformę i stojąc tam, usłyszałem słowa: „Nie jesteśmy tutaj z powodu Jana Chrzciciela, lecz dlatego, że William Branham, Boży prorok, został od nas zabrany”. I nagle jakiś głos powiedział: „Zwróć się ty do ludu, który się zgromadził, i mów ty do nich: ,Przyjście Pana jest bardzo bliskie!’” Tak więc zwróciłem się w wizji do zgromadzonego w tym wielki namiocie tłumu i przekazałem ludziom to, co zostało mi zlecone.

Potem nadszedł 11 kwiecień 1966: dzień, w którym poniesiono do grobu doczesne szczątki brata Branhama. Dla mnie był to dzień smutku, jakiego w ten sposób nie dożyłem już potem ani razu. Nie potrafiłem śpiewać razem z innymi refrenu „tylko Mu wierz”, który powtarzano przez prawie całą godzinę, ponieważ byłem wewnętrznie tak poruszony. Płakałem, modliłem się i wciąż na nowo pytałem Pana:

– Powiedz mi, jak zbór oblubienicy ma osiągnąć doskonałość bez służby, którą darowałeś?

Dla mnie tego dnia świat legł w gruzach.

Wieczorem tego samego dnia, gdy wróciłem do mojego pokoju w hotelu i usiadłem zupełnie wyczerpany, poczułem nagle, jak zdjęto ze mnie ogromny ciężar. Głęboki smutek ustąpił niewypowiedzianej radości, Boży pokój wypełnił mnie odczuwalnie, a w moim sercu mówiło: „Teraz nadszedł twój czas rozdzielania duchowego pokarmu”. Bóg zatroszczył się o wszystko. On decyduje o początku służby, jej kontynuacji i jej końcu oraz – jakżeby inaczej – także o początku i kontynuacji następnej służby. Tak niepojęta jak śmierć Jana Chrzciciela dla ówczesnych wierzących, tak niepojęta była dla wielu nagła śmierć brata Branhama. Jednak obaj wypełnili swoje zlecenie; jeden przed pierwszym przyjściem Chrystusa, drugi, posłany z boskim poselstwem na dzień dzisiejszy, przed drugim przyjściem Chrystusa.

Następnego dnia zwołałem braci i uzgodniłem z nimi, że kazania brata Branhama, które były dotychczas tylko na taśmach, mają być drukowane. Brat Roy Borders zadeklarował gotowość przejęcia odpowiedzialności za to przedsięwzięcie.

 Piotrowi też nie było łatwo, powiedzieć w decydującej godzinie: „Mężowie bracia, wy wiecie, że Bóg już dawno spośród was mnie wybrał, aby poganie przez usta moje usłyszeli słowa Ewangelii i uwierzyli” (Dz. Ap. 15, 7). Jakub potwierdził to, co powiedział Piotr, jednak z ważnym spostrzeżeniem: „Szymon opowiedział, jak to Bóg pierwszy zatroszczył się o to, aby spomiędzy pogan wybrać lud dla imienia swego. A z tym zgadzają się słowa proroków, jak napisano…” (Dz. Ap. 15, 14-15).

Tak i ja, jak Bóg sam postanowił, zostałem w tym czasie obdarzony przywilejem niesienia na cały świat od samego początku czystego poselstwa. Chodzi przy tym z jednej strony o zwiastowanie prawdziwego Słowa Bożego, z drugiej zaś strony o rozdzielanie duchowego pokarmu, obiecanego na ten czas i objawionego Słowa.

Byłem związany z bratem Branhamen za jego życia. Do tego czasu amerykańscy bracia nie postawili nogi na europejskiej ziemi. Bóg więc tak sprawił, że z racji władania trzema językami stałem się dla wszystkich we wszystkich krajach osobą kontaktową. Nie ma takiego kontynentu na Ziemi, dokąd nie zaniósłbym poselstwa. Sam Bóg Pan otworzył drzwi i serca. Już w roku 1963 służyłem w różnych miastach naszego kraju. W 1964 roku pojechałem po raz pierwszy do Anglii, potem do Indii, Jordanii i Izraela. W roku 1965 kontynuowałem służbę w Europie Zachodniej. W roku 1966 udało mi się przeprowadzić zgromadzenia w Belgii, Holandii, Niemczech, Szwajcarii i Austrii.

W kolejnych 10 latach objechałem 86 krajów, po następnych 10 latach było ich już ponad 120. Na całym świecie dawałem braciom w zgromadzeniach najpierw adres z Jeffersonville, by otrzymywali wydrukowane kazania brata Branhama w języku angielskim. Na początku lat 70. Pan tak sprawił, że brat Don Bablitz razem z małą grupą wysyłał na cały świat kazania brata Branhama z Edmonton w Kanadzie. To był ten brat Don Bablitz, który mieszka teraz w Whitehorse w Kanadzie, a który owego sobotniego przedpołudnia w połowie lat 70. przyszedł do mnie na rozmowę. Brat Bablitz, bardzo poruszony faktem, że bracia z wszystkich możliwych krajów zamawiali wskutek moich podróży misyjnych kazania brata Branhama, powiedział nagle:

– Bracie Frank, służbę brata Branhama znajdujemy w Biblii. A jak jest z twoją służbą, która obejmuje teraz cały świat? Czy ją też można znaleźć w Biblii?

Obawiałem się fanatyzmu, odmówiłem odpowiedzi i powiedziałem:

– Proszę, przestań! Jak moja służba może być w Biblii? Przecież to niemożliwe!

Zakończyliśmy naszą rozmowę, polecając to dzieło na całym świecie Bożej łasce.

I znowu stało się to nieoczekiwanie: Następnego poranka, kiedy słońce świeciło do pomieszczenia, sięgnąłem na prawo, by wziąć z szafki nocnej moją Biblię, gdy Pan zawołał do mnie te słowa: „Mój sługo, powołałem cię do rozdzielania pokarmu zgodnie z Mat. 24, wiersze 45 do 47”. O tym Słowie nigdy wcześniej nie głosiłem, a do tego momentu w ogóle nie wiedziałem, że istnieje taka wypowiedź z ust Pana, nie mówiąc już wcale o tym, że jest przeznaczona dla mnie. Najpierw ją sobie przczytałem i byłem zdumiony, dowiedziawszy się o „mądrym słudze”, którego sam Pan ustanawia nad „Swoją czeladzią”, by we właściwym czasie rozdał im pokarm. Teraz sam Pan skierował do mnie to Słowo. Co jest przez to myślane, pisze Paweł w 2. Kor. 9, 10 i do swojego współpracownika, Tymoteusza: „Gdy tego będziesz braci nauczał, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, wykarmionym na słowach wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś” (1. Tym. 4, 6).

Trzeba przedtem przeczytać pierwszych pięć wierszy, w których opisany jest katastrofalny stan ludzkości w ostatnim czasie, zupełne odstępstwo od prawdziwej wiary, spowodowane przez zwodnicze duchy i nauki pochodzące od demonów, by pojąć potem rangę tej wypowiedzi i znaczenie czystej nauki, która jest naszą jedyną wytyczną! Nastał ten czas i to Słowo Pisma wypełnia się w obu zakresach! Ta służba jest przeznaczona najpierw dla wszystkich braci usługujących, aby i oni zwiastowali Boże objawione Słowo uporządkowane biblijnie i mogli zaoferować ludowi Bożemu pokarm na stole Pana. Jedna sprawa to zgromadzenie żywności potrzebnej do podtrzymania życia, a zupełnie inną podanie jej jako przygotowanego pokarmu, by zaspokoić duchowy głód ukrytą manną. Bóg powiedział przecież: „Oto idą dni – mówi Wszechmogący Pan – że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana” (Amos 8, 11).

Z pewnością nie jest to przypadek, że zaraz po tym następuje Mat. 25 wraz z pobudką o północy: „Oto nadchodzi Oblubieniec!” To ostatnie poselstwo jest przecież skierowane bezpośrednio do mądrych panien. Tylko ten, kto należy do zboru oblubienicy, przyjmie to, co mówi Oblubieniec przez Swoje Słowo, z którego żyjemy. Gotowość mądrych panien może być połączona z ustanowioną przez Boga służbą. Dzisiaj mogę powiedzieć to, co jest napisane w 2. Kor. 11, 2: „Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą”.

Służba, którą ustanowił sam Bóg, rozciąga się na oba zakresy: zwiastowanie wiecznego Słowa Bożego i rozdzielanie duchowego pokarmu, by ostatecznie zakończyć się dokończeniem zboru oblubienicy. Nie jestem jednostronną tubą ani brata Branhama, ani apostoła Pawła. Mocą boskiego powołania i pełnomocnictwa mogę być tylko tubą Boga i zwiastować cały plan Boży, zawierającą w sobie wszystko, wiecznie ważną Ewangelię tak, jak głosili ją Paweł i brat Branham. Nikt nigdy nie usłyszy ode mnie krzyków: „Prorok powiedział! Prorok powiedział!” Mnie nie powołał Paweł, nie powołał mnie Branham, lecz zmartwychwstały Pan Jezus Chrystus, który powołał także ich. Z moich ust będzie wychodziło aż do końca niezmienione Słowo Boże, ale nigdy nie wyjdzie z nich jakakolwiek z tych wielu różnych interpretacji, które są dla mnie obrzydliwością, ponieważ tak mówi Pan: „Mój duch, który spoczywa na tobie, i moje słowo, które włożyłem w twoje usta, nie zejdą z ust twoich…” (Iz. 59, 21).

Żaden sługa Boży nie miał prawa współdecydowania, żaden nie został zapytany, czy zechciałby być tak uprzejmy, by służyć Panu. Bóg sam działa suwerennie w Swoim Królestwie i w Swoim zborze. Wszystkim nam wiadomo, że apostołowi Pawłowi zlecił szczególną służbę dla zboru. W Biblii znajdujemy trzykrotne odniesienie się do jego powołania, mianowicie w Dziejach Apostolskich, w rozdziale 9, rozdziale 22 i w rozdziale 26. Paweł użył nawet słów, które są napisane u Iz. 42, 6 jako obietnica odnosząca się do Pana, stosując je do własnego posłania (Dz. Ap. 13). Dlaczego? Ponieważ zawarta jest w nich podwójna obietnica. Jedna odnosi się do Zbawiciela, iż pokolenia Izraela zostaną odnowione, dlatego nasz Pan przykazał najpierw: „Na drogę pogan nie wkraczajcie…” (Mat. 10). Jednak gdy nastał czas i wypałniła się druga część obietnicy, która dotyczyła pogan, czytamy: „Tak bowiem nakazał nam Pan: Ustanowiłem cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi” (Dz. Ap. 13, 47). Nastąpił nowy etap, najpierw jeszcze jako czas przejściowy. Istnieje biblijny porządek zborowy, w którym uregulowane są służby ku zbudowaniu zboru, i istnieje porządek zbawienny, w którym dzieje się to, co należy do planu zbawienia.

Jan Chrzciciel wiedział, jakie Słowo wypełniło się przez jego służbę. Zapytano go, czy jest Chrystusem, czy jest tym prorokiem albo czy jest Eliaszem. Trzy razy jego odpowiedź brzmiała „Nie!” Potem wysłańcy chcieli wiedzieć, kim więc tak naprawdę jest, i na to odpowiada on u Jana 1, 23: „Ja jestem głosem wołającego na pustyni…”. Także Paweł otrzymał objawienie, jakie miejsce Pisma odnosiło się do jego służby. Również brat Branham wiedział dokładnie, jakie miejsce Pisma dotyczy jego służby. Wystarczająco często poświadczał to w swoich kazaniach. To był ten punkt, który zgorszył wszystkich ewangelistów, którzy zostali zainspirowani dopiero przez jego służbę. Ponieważ poznałem osobiście wielu z nich, wiem to z pierwszej ręki. Oni szanowali męża od Boga posłanego jako ewangelistę uzdrowieniowego, który posiadał szczególne dary Ducha. Poświadczyli nawet, że od dni apostołów nie było na ziemi takiej służby. Jednak potem, gdy chodziło o wypełnienie się obietnicy „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana…” (Mal. 3, 23-24; Mat. 17, 11; Mar. 9, 12), zbuntowali się przeciwko temu. Zatwardzili swoje serca i nie byli gotowi podporządkować się potężnej dłoni Bożej, który jest zobowiązany wobec Swojego Słowa i wypełnił obietnicę, która należy do planu zbawienia. Nie byli też gotowi odstąpić od swoich tradycyjnych nauk i poglądów, nie mówiąc już w ogóle o poddaniu się korekcie. Nie pozostało im więc nic innego poza oświadczeniem, że William Branham znajdował się na początku swojej służby na właściwej pozycji, ale pod koniec już nie.

Teraz duchy dzielą się również na osobie, którą ustanowił Bóg, i powtarza się to samo. Słyszy się to wciąż na nowo: „Na początku miał powołanie i służbę, ale potem…”. Jak świat nie usłyszałby bez służby brata Branhama o żadnym ewangeliście, tak teraz nikt w kręgach poselstwa nie usłyszałby o braciach z Ameryki Północnej. Znowu zgorszeniem staje się fakt, że ktoś powołuje się na miejsce Biblii, które dotyczy jego służby. Trzeba tu powiedzieć: Gdyby ta służba nie była biblijnie ugruntowana, nie miałaby w ogóle racji bytu! Inni zarzucają, że podobno poprawia proroka. Nie pojęli jednak jednego, mianowicie że przy pozornej niezgodności musi i może obowiązywać tylko to, co jest podparte co najmniej dwoma lub trzema miejscami w Biblii.

Obietnica, że Bóg na końcu czasu łaski pośle proroka, jest dla wybranych wszystkim. Jednak teraz dzieją się trzy rzeczy: denominacyjni „nauczeni w Piśmie” odrzucają go; nauczeni z poselstwa robią z niego założyciela religii, a tylko serca wybranych są przyprowadzane z powrotem do wiary ojców, do nauki apostolskiej, jaka była na początku. W tym decydującym etapie chodzi o prorocze Słowo, którego nie wolno interpretować, lecz należy dostrzegać w wypełnieniu (2. Piotra 1, 15-21). Słuchajcie tego, wszystkie ludy: Ze względu na dokończenie zboru służba czystej nauki jest tak samo ważna jak na początku (Dz. Ap. 13, 1; 1. Kor. 12, 28), byśmy wszyscy osiągnęli jedność wiary (Ef. 4, 1-16) i nie byli już poruszani różnymi wiatrami nauk.

Jeśli to prawda, że oryginalne poselstwo Boże, jakie było na początku, musi poprzedzać powtórne przyjście Chrystusa celem wywołania i pouczenia zboru oblubienicy, to mądre panny będą słuchać tego, co Duch mówi do zborów. To one zostaną ochrzczone przez Ducha Świętego w jedno ciało i będą tworzyć prawdziwy zbór. To jest zbór, który sam Zbawiciel stawi przed Swoim obliczem bez zmaz i zmarszczek (Ef. 5, 26-30). Tak samo pewne jest, że głupie panny przejdą mimo i nadal będą naśladować przywódców, którzy powołują się na proroka, propagują „szczególne objawienia” i pozostawiają po sobie rozłamy. Wszystkie – czy mądre, czy głupie – są przekonane, iż usłyszały wezwanie i idą na spotkanie Oblubieńca.

Niektórzy twierdzą nawet, że On już przyszedł, inni, iż od czasu otwarcia pieczęci powoli zstępuje itd. itd. Nie wystarczy ciągłe cytowanie proroka, jeśli nie bierze się przy tym pod uwagę Biblii jako najwyższego autorytetu. Tak jak duchowieństwo przeróżnie interpretuje jedną i tę samą Biblię, tak teraz dzieje się to ku własnej zgubie danych osób (2. Piotra 3, 16) także z tym, co powiedział brat Branham. Dla prawdziwie wierzących jest to etap przygotowania w posłuszeństwie wiary i zjednoczenia Oblubieńca z oblubienicą w boskiej miłości w nauce i wierze.

Niezbitym faktem jest, iż przez służbę brata Branhama ogłoszony został cały plan Boży i wszystkie ukryte tajemnice. Duch Święty wprowadza nas we wszelką prawdę objawionego Słowa. Teraz, na końcu czasu łaski, na końcu dnia zbawienia, zanim nastanie dzień Pański i słońce się zaćmi, a księżyc zamieni w krew, rozległo się prorocze, ale także dotyczące nauki poselstwo, którego celem będzie dokończenie. Zupełne przywrócenie jest częścią głównej obietnicy, którą Bóg dał zborowi. Zanim Oblubieniec będzie mógł zabrać zbór, oblubienicę, musi nastąpić jej wywołanie i przygotowanie. Ponieważ tak jest napisane o Jezusie Chrystusie, naszym Panu: „Którego musi przyjąć niebo aż do czasu odnowienia wszechrzeczy, o czym od wieków mówił Bóg przez usta świętych proroków swoich” (Dz. Ap. 3, 17-22).

To, iż wiecznie wierny Bóg uczynił i mnie jednym ze Swoich sług, było Jego decyzją. Wielokrotnie przemawiał do mnie słyszalnym głosem, który rozlegał się za każdym razem z góry po prawej stronie. Jeden jedyny raz, mianowicie 16 czerwca 1979 o świcie, usłyszałem gniewny głos Boży jako grzmot prawie nie do zniesienia, który zstąpił pionowo po mojej prawej stronie i zawisł tuż nade mną z coraz to głośniejszym odgłosem grzmotu. Wtedy rozległo się 9 słów, a każde było samo w sobie grzmotem (1. Mojż. 3, 17) i każde zostało zaakcentowane i wypowiedziane bardzo dokładnie (wyspa Fanô, Dania).

Na tym miejscu chciałbym krótko wymienić przeżycia, które miały lub mają znaczenie dla mnie, dla poszczególnych osób i dla zboru. Zdaję sobie sprawę, że zostaną przez to umocnieni we wierze tylko ci, którzy sami dożyli Boga. Moje świadectwo będzie zgorszeniem dla tych, którzy nie mają związku z ustanowioną przez Boga służbą. Może pomyślą przy tym: „Co on z siebie robi!” Inni zrozumieją, że nikt niczego nie może sobie wziąć, jeśli nie da mu tego Bóg. Paweł donosi nawet, że został zabrany aż do trzeciego nieba, do raju (2. Kor. 12). Uczynił to przecież ku Bożej czci. Mimo to musiał z powodu swojej służby wiele wycierpieć, jak pisze w 2. Kor. 11. Służba dla Pana przynosi ze sobą niejedno: wrogość, prześladowanie, cierpienie, ale także wspaniałe przeżycia i błogosławieństwa. Prorocy i sprawiedliwi nie byli prześladowani i zabijani dlatego, że byli przestępcami, lecz dlatego, że byli nosicielami Słowa. Mimo wszystko mogę powiedzieć: „Dzięki składam temu, który mnie wzmocnił, Chrystusowi Jezusowi, Panu naszemu, za to, że mnie uznał za godnego zaufania, zleciwszy mi tę służbę” (1. Tym. 1, 12).

Moje świadectwo zacznę od mojego powołania. Tak było z Abrahamen, z Mojżeszem, z Pawłem, z Branhamem.

• Dwie ostatnie rzeczy, które Pan mi przy tym przykazał, to: „Mój sługo, nie zakładaj żadnych lokalnych zborów i nie wydawaj własnego śpiewnika…” (Krefeld). Jestem przekonany, że lokalne zbory są biblijne, ale zakładanie zborów w innych miastach i krajach to nie moje zadanie.

Nawet jeśli śpiewanie ze śpiewnika jest u nas, jak i we wszystkich innych zborach, w zwyczaju, nie wolno mi wydawać żadnego własnego. Pan mi powiedział, że jest to symbol denominacji. Czyż nie ma każdy kościół własnego śpiewnika? Teraz własne śpiewniki mają nawet wszystkie odłączone grupy wewnątrz poselstwa.

„Mój sługo, wstań i przeczytaj 2. Tym., rozdz. 4, ponieważ chcę z tobą mówić…” (Marsylia). Poprzedniego wieczoru chodziło o to pytanie, czym jest siedem grzmotów z Obj. 10. Nie miałem na to żadnej odpowiedzi. Następnego poranka sam Pan dał mi odpowiedź z Pisma Świętego: „Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem”. Potem odłożyłem moją Biblię na stół, podniosłem ręce i powiedziałem: „Umiłowany Panie, tak pewny jak to, że przykazałeś mi przeczytać ten tekst, jest fakt, iż to, co powiedziało siedem grzmotów, nie zostało spisane jako Słowo Boże. Dlatego nie można tego głosić”. To jest tak mówi Pan. Prawdziwi słudzy są zobowiązani przez samego Boga do czytania i zachowywania tylko tego, co jest napisane (Obj. 1, 1-3). Wszystko, co jest rozprzestrzeniane pod pojęciem „nauk gromów”, to zgubne nauki, nawet jeśli stosuje się cytaty. Są to spekulacje, a nie objawienia. Nikomu nie wolno niczego dodawać do zamkniętego świadectwa Słowa (Obj. 22, 18-21). Kto to mimo wszystko robi, odpada.

„Mój sługo, gdy zacznie się ostatnie działanie, znów będę z tobą mówił. Wtedy Mój Duch będzie w tobie uświęcony…” (Krefeld). Wspomniane zostało przy tym także szwajcarskie miasto Zurych. Trzymam się tego, że sam Bóg dokona na końcu krótkiego i potężnego dzieła, w którym będziemy mieli udział: „Bo Pan wykona wyrok, rychło i w krótkim czasie na ziemi” (Rzym. 9, 28).

Wizja z polem pszenicy i kombajnem była nadzwyczajna. Z tego przeżycia bardzo szydzono i szydzi się nadal. Pewien brat z Hamburga napisał przed wielu laty nawet broszurę pod tytułem „Akta kombajnu”. Nazwał mnie w niej antychrystem itp. i bardzo wydrwił. Przed Bożym obliczem przekazuję dalej tylko to, co widziałem i słyszałem: W duchu zostałem przeniesiony na wielkie, przejrzałe pole pszenicy i zobaczyłem, jak wszystkie kłosy, które były już nadpalone przez słońce, pochylały się równomiernie. Wiem, że w ciągu całego czasu łaski Słowo jest wysiewane jako nasienie i że w każdym okresie zboru miały miejsce żniwa dusz. Jednak Pismo mówi także o tym, co stanie się bezpośrednio na końcu (Mat. 3, 12 i in.). W Obj. 14, 15 jest napisane: „… dojrzało żniwo ziemi”.

Rzuciło mi się w oczy, że na całym polu nie było widać żadnych ostów i wiedziałem w duchu, że chwasty zostały już wyrwane, jak jest napisane: „Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie go w snopki…” (Mat. 13, 30). Potem popatrzyłem na lewo i zobaczyłem zupełnie nowy kombajn. W tym momencie Pan przemówił potężnym głosem: „Mój sługo, kombajn jest przeznaczony dla ciebie, ponieważ to ty masz zebrać żniwo. Jeszcze nikt go nie używał…”. Natychmiast tam poszedłem i wsiadłem na ten kombajn. Ale zrobiło się zupełnie ciemno. Widać było, że we wzburzonych chmurach toczy się walka. Powiedziałem: „Wierny Panie, jest za późno, nie mogę zebrać żniwa. Na ziemię spadają sądy”. W następnym momencie przez otwór w warstwie chmur przebiło się słońce i zaświeciło mocno na pole pszenicy. Natychmiast poruszyłem dźwignie i zacząłem zbierać żniwo. W momencie, gdy skończyłem, znowu zrobiło się całkiem ciemno i słyszałem już tylko trzaski i grzmoty.

„Mój sługo, odwołaj podróż do Indii!” (Krefeld). Odebrałem już z biura podróży bilety i w ten piątek miałem polecieć. Samolot relacji Bombaj-Madras, na który zerezerwowałem miejsce, zapalił się po starcie, spadł i zginęli wszyscy pasażerowie. 96 osób.

„Mój sługo, zgodnie z Mat. 24, 45-47 postanowiłem cię do rozdzielania pokarmu we właściwym czasie” (Edmonton). Była to dla mnie odpowiedź z ust Pana, który czuwa nad Swym Słowem, by je wypełnić.

„Mój sługo, gdy otworzą się granice, zawołam oblubienicę z krajów wschodnioeuropejskich…” (Krefeld). Znajdowałem się w wizji na platformie w wielkiej sali bankietowej. Przez główne wejście wchodzili ludzie i siadali. Jednak potem zobaczyłem, że wszędzie były jeszcze puste krzesła. W następnym momencie rozległ się głos Pana z prawej strony żyrandola, pod którym stałem: „Gdy to się stanie, moje przyjście będzie bardzo, bardzo bliskie!” Potem zobaczyłem, jak po mojej lewej stronie otorzyły się drzwi wyjścia ewakuacyjnego i zaczęły wchodzić w uporządkowanym szeregu poszczególne grupy z państw wschodnioeuropejskich. Z każdej grupy pozdrawiał mnie na platformie brat kierujący i przechodził potem ze wszystkimi innymi do sali. Gdy weszła ostatnia grupa, popatrzyłem na salę: teraz zajęte były wszystkie krzesła. Miałem to przeżycie 13 lat przed upadkiem muru berlińskiego i otwarciem granic na Wschód. Wówczas nikt nie myślał, że wschodni blok się rozpadnie i że nastąpi zjednoczenie Niemiec i Europy.

„Mój sługo, udaj się na sąsiednią parcelę i poświęć Mi ją…” (Krefeld). Sąsiednia parcela, podczas II wojny światowej obóz jeniecki, była jeszcze ogrodzona wysokim na 2,30 m płotem, wzmocnionym u góry drutem kolczastym. Udałem się na tę parcelę przez wąską bramkę, która prowadzi do centrum handlowego, uklęknąłem w krzakach i poświęciłem ją Bogu niebios dla Jego zboru tu na ziemi.

„Mój sługo, idź do R. T., weź z sobą starszych zboru i przeczytaj mu Słowo, które wypowiedział prorok Izajasz do Hiskiasza. On ma wyzdrowieć” (Krefeld). Po zgromadzeniu znajdowałem się w drodze do mieszkania i dotarłem właśnie do wiśni, która rosła przy ówczesnej granicy obu parcel, gdy przemówił do mnie Pan. Zrobiliśmy, co Pan przykazał, a Bóg potwierdził Swe Słowo!

„Mój sługo, idź, wypowiedz słowo, ponieważ wierząca kobieta nie powinna wstydzić się przed swoim niewierzącym mężem” (Krefeld). Pewna droga siostra przyjechała na zgromadzenie całkiem nowym samochodem, który nie przejechał jeszcze nawet tysiąca kilometrów, ale po prostu nie chciał zapalić, także wtedy, gdy próbowali nasi bracia, a nawet fachowcy z ADAC (rodzaj pomocy drogowej – przyp. tłum.). Szedłem właśnie przez salę modlitewną, gdy rozległ się głos Pana: „Mój sługo, idź, wypowiedz słowo…”. Żaden człowiek nie może sobie wyobrazić, jaką pewność, jaki absolut zawiera w sobie Słowo wypowiedziane z ust Pana! Wyszedłem na zewnątrz, spotkałem tę siostrę. W pobliżu było jeszcze kilku braci. Powiedziałem: 

– Idź, zapal samochód, ponieważ tak powiedział Pan.

Ta siostra zauważyła:

– Ale przecież wszystkiego już spróbowano…

Przerwałem jej:

– Nie mów nic, idź i zrób, co ci powiedziano w imieniu Pana.

Jak powiedziano, tak zrobiono. Samochód zapalił przy pierwszej próbie i dojechała tym samochodem bez żadnych incydentów do domu! Następnego dnia rano samochód nie wydał z siebie ani jednego dźwięku i musiał zostać odholowany do warsztatu, gdzie stwierdzono, że pompa paliwowa w ogóle nie działała, tak że musiano wymienić tę część na nową. Sługa Boży może wykonać służbę mówionego Słowa tylko wtedy, gdy Pan przemówi.

• W sobotę, 18 listopada 1978, Pan przemówił do mnie około 10.00 rano w biurze w Centrum Misyjnym: „Mój sługo, przebadaj Dzieje Apostolskie, czy kiedykolwiek jakiś mężczyzna został powołany do służby razem ze swoją żoną”. Odwróciłem się na prawo, wziąłem moją Biblię, przeczytałem Dzieje Apostolskie i stwierdziłem wkrótce, że także siedmiu diakonów zostało powołanych bez ich żon. Tą wskazówką Bóg, polecając mi przebadanie Dziejów Apostolskich, sam zdemaskował fałszywe proroctwo, które zostało wypowiedziane w Bremie w maju 1976. Jestem na zawsze zobowiązany respektowania pierwotnego wzoru z czasu apostołów jako jedynej wytycznej.

Zostałem zabrany z ciała i dożyłem zachwycenia. Widziałem, jak zstępowało Święte Miasto (klinika w Krefeldzie).

W grudniu 1980 podróżowałem jako misjonarz przez Afrykę. W mieście Accra w Ghanie jednej nocy zostałem czterokrotnie pogryziony przez komary. Gdy wróciłem do domu krótko przed świętami Bożego Narodzenia, czułem się słabo i 1 stycznia karetka zawiozła mnie do szpitala. Tam odbyło się badanie, a diagnoza brzmiała: malaria tropica w zaawansowanym stadium.

3 stycznia 1981 słyszałem słowa prof. dr Beckera do jego zespołu lekarzy:

– Jest za późno. Jest za późno. Tu już nic nie pomoże; żadne lekarstwo, także żadna transfuzja krwi itp.

Mogłem jeszcze słyszeć, ale byłem zbyt słaby, by mówić. W owych godzinach, gdy lekarze uznali już mój stan za beznadziejny, gdy mnożyły się napady gorączki i zasłabnięcia, do łóżka podszedł mój brat Artur i powiedział bardzo głośno:

– Jezus Chrystus zwyciężył nie tylko na Golgocie, On zwyciężył tu, w tym pomieszczeniu.

Zauważyłem mimo to, że zbliżał się koniec i moje jedyne pytanie brzmiało: „Panie, mój Zbawicielu, jaki jest mój duchowy stan w Twoich oczach?”

Po tym zostałem wzięty z ciała, przeniesiony pod błękitne niebo, gdzie zobaczyłem niezliczony, ubrany na biało zastęp. Wszyscy byli młodzi (Job 33, 25). Wśród braci, którzy znajdowali się w pierwszym rzędzie, byłem także ja. Wszystkie siostry miały długie, rozpuszczone włosy. W oczy rzucały się różne kolory włosów. Majestatycznie byliśmy podnoszeni coraz wyżej. Potem zobaczyłem coś w rodzaju poziomej granicy, jaka pojawia się podczas wschodu słońca nad chmurami. Wiedziałem w duchu, że potem spotkamy Pana na powietrzu. Patrzyłem dlatego w górę i widziałem, jak zstępowało Święte Miasto. Było wspaniałe, majestatyczne. Fale błogości wypełniły moje niebiańskie ciało. Wiedziałem, że to jest zachwycenie. Tylko tyle o tym przeżyciu. Potężne było moje rozczarowanie, gdy wróciłem do mojego ciała.

„Mój sługo, zgromadź Mi Mój lud, wszystkich, którzy zawarli ze mną przymierze przez ofiarę…” (Krefeld). Gdy Pan zawołał do mnie te słowa, był 28 grudnia. Później byłem bardzo zaskoczony, że są dwa miejsca Pisma, które to wyrażają: Psalm 50, 5 i 5. Mojż. 4, 10. Wszyscy, którzy są teraz dziećmi obietnicy, ze swej strony potwierdzają przymierze z Bogiem, które zawarł z nami w Chrystusie Jezusie, „przez ofiarę”. I Jego lud zgromadza się na podstawie polecenia: „… Ja obwieszczę im moje słowa…”.

Poza ciałem podniesiony do nieba. Może był to raj. Widziałem składającą się z kolorów tęczy, harmonijnie poruszającą się pełnię światła. Wiedziałem w duchu, że tron był po mojej prawej stronie, ponieważ stamtąd świeciło bardziej ogniste światło. Po lewej śpiewał męski chór, patrząc na tron. Śpiewali po niemiecku Psalm 34 według tłumaczenia Lutra (Warna, Bułgaria). Przy słowach „Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją, i ratuje ich” rozbrzmiała wstawka: „Anioł Pański jest teraz tutaj!” Po „Skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan: Błogosławiony człowiek, który u niego szuka schronienia!” chór śpiewał wibrującym głosem: „Pan jest teraz tutaj!”

Mógłbym kontynuować relacje z cudownych doświadczeń, które śmiałem przeżyć w przeciągu tych wszystkich lat, i do każdego poszczególnego przeżycia mogę powołać Boga na świadka. Słowo i plan Boży nigdy przedtem nie były tak jasno i kompleksowo objawione jak w naszym czasie. Zaprawdę, Bóg obwieścił wówczas Swoim apostołom i prorokom, co postanowił od wieków dla Swoich (Ef. 3), a w tym ostatecznym czasie także nam.